Biały feminizm- solidarność selektywna?

,,Biały feminizm" (termin używany krytycznie) skupia się przede wszystkim na doświadczeniach białych, zachodnich, uprzywilejowanych kobiet. Pomija kwestie rasizmu, kolonializmu, klasy społecznej, islamofobii, czy sytuacji kobiet spoza Zachodu. 

Nie odnosi się do „białych kobiet” jako takich, ale raczej do ideologii, która marginalizuje głosy kobiet z innych części świata – np. z Globalnego Południa, krajów muzułmańskich czy ludności rdzennej.

Teraz słów parę o zarzutach wobec białego feminizmu w kontekście Palestyny. Mainstreamowy feminizm zachodni w tej kwestii milczy ub wybiórczo potępia przemoc. Widać tu brak solidarności z palestyńskimi kobietami i dziećmi, które giną lub cierpią w wyniku działań wojskowych Izr*ela w Gazie. Widać hipokryzję- potępianie patriarchalnej przemocy w krajach arabskich (słusznie oczywiście), ale ignorowanie przemocy militarnej wobec kobiet w Palestynie. Widać też usprawiedliwianie przemocy – niektóre zachodnie feministki deklarują poparcie dla Izr*ela, ignorując kolonialny kontekst sytuacji, okupację i apartheid. Wspomnieć też muszę o ciszy wobec islamofobii – kobiety muzułmańskie często są przedstawiane jako „potrzebujące wyzwolenia” (niektóre tak), a nie jako osoby posiadające podmiotowość i głos. Zachodnie feministki często reagują gwałtownie na przemoc wobec kobiet w Iranie (np. śmierć Mahsy Amini), co jest słuszne, ale te same środowiska często milczą, gdy setki palestyńskich kobiet giną pod gruzami budynków w Gazie.

Feministki z Palestyny i innych krajów arabskich i muzułmańskich często podkreślają, że feminizm musi być intersekcjonalny czyli musi uwzględniać tożsamość etniczną, kolor skóry, pozycję geopolityczną, okupację, klasę społeczną itp.

Feminizm bez sprzeciwu wobec okupacji, apartheidu i kolonializmu (gdziekolwiek na świecie te rzeczy mają miejsce) nie jest pełnym feminizmem.

Zarzuty wobec białego feminizmu to nie atak – to wezwanie do poszerzenia perspektywy. Prawdziwa solidarność feministyczna nie kończy się na granicach Zachodu. Jeśli chcemy mówić o równości i wolności dla wszystkich kobiet, to musimy zacząć słuchać tych, które żyją pod bombami, dronami, cenzurą, ale także tych, które doświadczają islamofobii, rasizmu strukturalnego i kolonialnej przemocy. Zarówno w okupowanych terytoriach, jak i w społecznościach rdzennych na całym świecie.

W każdej walce o równość, niezależnie, czy chodzi o kobiety, społeczność LGBT+, osoby czarne, muzułmańskie czy rdzenne – najważniejsze jest, by słuchać tych, których dana opresja dotyka bezpośrednio. To one najlepiej wiedzą, co je ogranicza, czego potrzebują i co naprawdę znaczy dla nich wolność.

Nie chodzi o „mówienie za kogoś” – chodzi o oddanie przestrzeni, uznanie głosu i aktywne słuchanie. Tak jak w przypadku społeczności LGBT+, gdzie najcenniejszy i najważniejszy jest głos samych osób queerowych, tak samo w feminizmie musimy przede wszystkim słuchać kobiet zmagających się z uciskiem – nie tylko na Zachodzie, ale wszędzie. To ich rzeczywistość powinna wyznaczać kierunek solidarności i działania.

No i na zakończenie: nie można wybierać, które cierpienie jest „wygodne” do wspierania. Solidarność nie jest selektywna. Jeśli naprawdę opowiadamy się za równością, musimy zawsze stawać po stronie tych, którzy są uciskani, wykluczani i pozbawiani głosu – niezależnie od tego, czy są to Palestynki, osoby queerowe, kobiety muzułmańskie, ludność rdzenna, osoby z niepełnosprawnościami czy migrantki.

Hipokryzją jest mówić: „wspieram Palestynę”, ale pogardzać osobami LGBT+. Albo odwrotnie – wspierać równość małżeńską, a jednocześnie odwracać wzrok od kolonialnej przemocy wobec kobiet w Gazie. Walka o sprawiedliwość nie może być warunkowa. Prawa człowieka muszą dotyczyć wszystkich – inaczej są tylko pustym hasłem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuchnia algierska w pigułce

Języki w Algierii- w jakim języku mówią Algierczycy

Wino w Algierii- algierskie wina